HareM HareM
355
BLOG

Nie godzi się nie wspomnieć

HareM HareM Rozmaitości Obserwuj notkę 21

Nie przepadam za Ronaldo. Mimo, że mam sentyment do Realu, a reprezentacji Portugalii dość często nadal kibicuję. Nie leży mi po prostu styl i gra, jaką prezentuje największa aktualnie gwiazda obu wymienionych zespołów. Nie leży i już.

Nie sposób jednak przejść do porządku nad tym, czego dokonał Portugalczyk w tym sezonie ligowym. W rozgrywkach Primera Division, które toczą się od sezonu 1928/29 nie zdarzyło się jeszcze, żeby zwycięski snajper sezonu osiągnął taki wynik. A w La Liga grali nie lada snajperzy.

Sześciokrotny król strzelców ligi hiszpańskiej – Telmo Zarra wyśrubował w roku 1951 (czyli w czasach, kiedy siłą rzeczy, choćby z racji nie przywiązywania aż tak dużej wagi do obrony, strzelało się więcej bramek) krajowy rekord do niebotycznego poziomu 38 goli. Był to jednocześnie pierwszy od zarania hiszpańskich rozgrywek wynik przekraczający barierę 30-tu goli. Okazało się, że rekord ten przetrwał pełne 60 lat. Do zeszłej soboty.

Nie potrafili zbliżyć się do niego ani pięciokrotny triumfator (w tym 4 razy z rzędu) w wyścigu po tytuł najlepszego strzelca Alfredo di Stefano (31 bramek w 1957r.), ani fantastyczny Węgier-Hiszpan Ferenc Puskas (wygrywał rywalizację snajperów cztery razy w pięciu kolejnych sezonach), doskonały strzelec Sportingu Gijon, a potem Barcelony Quini (też 5 tytułów króla strzelców, w tym hat-trick w latach 1980-82). Dopiero kolejna sława Realu, meksykanin Hugo Sanchez, również 5-ciokrotny zdobywca Trofeo Pichichi (w tym pod rząd w latach 1985-1988) wyrównał leciwy rekord w ostatnim swoim zwycięskim sezonie, w roku 1990-tym. Rok wcześniej drugi w historii wynik ligi (35 goli) odnotował Brazylijczyk Baltazar z Atletico Madryt.

No i od ponad 20-tu lat wynik ten znów był dla wszystkich snajperów La Liga nieosiągalny. Najobfitsze pod względem zdobytych goli były sezony 1994 – 30 (Romario), 1996 – 31 (Pizzi z CD Tenerife), 1997 – 34 (stary Ronaldo, jeszcze w Barcelonie) i dwa poprzednie sezony: 2009 (Forlan – 32 bramki) i 2010 (Messi – 34 gole).

Niespecjalnie przychylni Portugalczykowi twierdzą, że Ronaldo gross swoich ligowych goli zdobywał głównie w meczach o pietruszkę. Ja się z tym nie zgadzam. Jest faktem, że 24 czyli 60% bramek w lidze zdobył z drużynami z dolnej połowy tabeli. Ale tak jest z prawie każdym snajperem. Na przykład taki, stawiany wszystkim za wzór, Messi ze strzelonych rywalom 31 goli, słabszej połowie zaserwował dokładnie 18-cie. Co, w przeliczeniu na procenty, wynosi 58. W dodatku, żeby nie być gołosłownym: Ronaldo zaaplikował bramki wszystkim najlepszym zespołom La Ligi. Valencii strzelił dwa gole, a Villarealowi, Bilbao i Sevilli – aż po cztery. Nie oszczędził nawet Barcelony, której też strzelił bramkę. Czyli tyle, co Messi Realowi. Razem Portugalczyk ścisłej czołówce ligi wbił 15 goli, podczas kiedy Argentyńczyk zrobił to tylko 7-krotnie. Co więcej, decydujące finałowe trafienie w Pucharze Króla to też dzieło Ronaldo. Popełnione na Barcelonie, jakby kto zapomniał.

Oczywiście zerowe konto bramkowe w meczach półfinałowych Ligi Mistrzów to jest niewątpliwie jakaś rysa. W kontekście końcowego rezultatu może nawet trudna do sprania honorowa plama. Ale to nie Ronaldo zawalił Realowi półfinały. Kto oglądał mecze w Madrycie i Barcelonie ten wie kogo należy za to winić w znacznie większym stopniu.

Konkludując. Można Ronaldo nie lubić. Odmówić jednak jego wyczynowi wyjątkowej wartości chyba nie można. Co nie przesądza, moim zdaniem, w żadnym razie o tym, żeby się go z Madrytu, na fantastycznych dla Realu i samego zawodnika warunkach, nie pozbyć. Na miejscu Pereza bym tak zrobił. Póki można.

 

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości