HareM HareM
661
BLOG

Afera w Toruniu

HareM HareM Rozmaitości Obserwuj notkę 15

Wszystkich spragnionych wrażeń i zacierających, z racji przeczytanego tytułu, ręce lewaków od razu uspokajam. Porzućcie nadzieję. Wszelką. Nie będzie ani o Rydzyku, ani o Radiu Maryja.

Rzecz dotyczy żużla. Konkretnie rozegranego wczoraj w tym mieście, na mieszczącym się tam najnowocześniejszym żużlowym stadionie świata, finału cyklu Grand Prix. Mniej wtajemniczonym, dla lepszego rozumienia sprawy, podpowiem, że ten cały cykl GP to nic innego jak rozłożone, na około 10 zawodów, Mistrzostwa Świata. W każdym turnieju grono 16-tu żużlowców zdobywa punkty, te punkty się sumuje i na koniec, po ostatnich zawodach, kto ma najwięcej ten zostaje mistrzem. Proste? Proste.

Nie wchodząc w szczegóły rekrutacji tych 16-tu „wybrańców” bo to w kontekście sprawy nieistotne, sytuacja przed finałem była, jak chodzi o najwyższe trofeum, dośc ciekawa. Australijczyk Holder, brawurowo i widowiskowo jeżdżący w tym roku faworyt i ulubieniec miejscowej publiczności (na co dzień jeździ dla tutejszego klubu), fachowców, a także mój, miał 2 punkty przewagi nad zasłużenie nielubianym przez wszystkich, z racji wyjątkowo częstej jazdy faul, Duńczykiem Pedersenem.

Po sesji zasadniczej turnieju (20 biegów, przy czym każdy zawodnik startuje 5-krotnie mogąc zdobyć maksymalnie 15 pkt), a przed półfinałami sytuacja wydawała się praktycznie niemal przesądzona. Holder zwiększył przewagę nad Duńczykiem do siedmiu punktów. Jeździł świetnie, wszedł do półfinału z drugiego miejsca, co dawało mu dodatkowo handicap w postaci wyboru pola startowego w półfinale. Pedersen natomiast, nie dośc że stracił do Australijczyka kupę punktowego dystansu to jeszcze wszedł do rzeczonego półfinału kuchennymi drzwiami z ostatniej możliwej, ósmej, pozycji wyprzedzając dziewiątego żużlowca toruńskiej batalii, przy tej samej ilości wywalczonych punktów (8), tylko wyższym miejscem w klasyfikacji generalnej.

Wszystko wydawało się więc jasne jak słońce. Wystarczyło Holderowi wejść do finału. Wtedy, gdyby nawet Duńczyk wygrał biegi półfinałowy i finałowy to zrównaliby się punktami, a to promowałoby Australijczyka, który wygrał więcej zawodów w sezonie.

Ale w półfinale, do którego los przydzielił ich razem, stał się cud. Jeżdżący dotąd słabiutko Pedersen wygrał start. Próbujący go wyprzedzić od wewnętrznej w pierwszym zakręcie Australijczyk ewidentnie spowodował jego upadek. Nie tylko jego zresztą, bo przewracający się Duńczyk, na zasadzie domina, wywrócił jeszcze Szweda Lindboecka. Sędzia oczywiście musiał przerwać wyścig. Niemożliwe stało się faktem. Wykluczony Holder nie zdobywa żadnych punktów i przed Pedersenem otwiera się szansa. Wystarczy, że będzie drugi w powtórzonym wyścigu, a potem wygra finał i to on będzie mistrzem świata.

I tu zaczyna się farsa. Pan sędzia nie może przecież pozwolić na taką ewentualność. Nie tak bowiem przewidywał scenariusz. I kto zaręczy, że Gollob czy Lindboeck na pewno pokonają Pedersena w finale? Arbiter nie wyklucza więc Holdera tylko nakazuje powtórzenie biegu w pełnej obsadzie. Oczywiście Holder jest w tym dniu na tyle dobry, a Pedersen na tyle słaby, że sytuacja się już nie jest w stanie powtórzyć. Australijczyk wyraźnie wygrywa półfinał, a Duńczyk przyjeżdża na trzeciej pozycji. Sprawa tytułu jest rozstrzygnięta.

Podobnie jak komentujący tą sytuację w trakcie transmisji słynny polski żużlowiec i trener Marek Cieślak jestem totalnie zniesmaczony. Mimo, że zdecydowanie kibicowałem w tej walce Australijczykowi i mimo, że osobiście Duńczyka nie znoszę. Po coś, do cholery, te przepisy ktoś chyba jednak stworzył? Czy tylko są po to, żeby je lekceważyć? I to nie były zawody o uścisk ręki pana prezydenta miasta Torunia, tylko zawody najwyższej możliwej rangi w tej dyscyplinie.

Coraz więcej gnoju w tym całym „zawodowym” sporcie. Albo ręką zdobywa się awans do finałów mistrzostw świata w piłce nożnej, albo już na samych mistrzostwach nie uznaje się bramek, gdzie piłka uderza w ziemię dobre pół metra za linią bramkową, albo się anuluje całą serię skoków po to, żeby upatrzony wcześniej zawodnik mógł wygrać Turniej 4 Skoczni. Itp., itd. Teraz jeszcze to.

Sportowy świat coraz bardziej schodzi na psy. Przy czym nie wiem czy nie jest to dla wymienionych bydląt porównanie zbyt krzywdzące. Więc powiem tak. Sportowy świat równa do politycznego.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości