HareM HareM
409
BLOG

Snooker też ma swojego Mourinho

HareM HareM Snooker Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

 

Zdaję sobie sprawę, Że w tym momencie mogę pod wieloma względami strasznie krzywdzić, a w zasadzie na pewno strasznie krzywdzę, Marka Selby’ego. Wygląda bowiem, i pewnie też takim jest, na bardzo sympatycznego gościa. Czego o Mourinho, wsłuchując się w ton jego wypowiedzi, czy to dla prasy czy tez na konferencjach prasowych, oraz patrząc co wyprawia podczas różnych meczów (vide włożenie palca do oka s. p. Tito Vilanovy) na pewno powiedzieć się nie da.

Ale dwie rzeczy ich niewątpliwie łączą. Obaj robią za numery pierwsze. Mourinho niezasłużenie, a Selby, od wczoraj, bez łaski, bo jest urzędującym mistrzem świata. To rzecz pierwsza. I druga, która też ich niewątpliwie nie stawia po przeciwnej stronie barykady. Obaj uwielbiają defensywę, przez co nie dodają blasku widowiskom, w których biorą udział.

Mourinho czy Mourinhem (są u nas pono dwie szkoły odmiany tego typu portugalskich nazwisk, ale nie wnikam) zajmować się dziś nie zamierzam. Był mi potrzebny jedynie do w miarę nośnego tytułu posta. Chodzi mi o świeżo koronowanego mistrza snookera.

Mark Selby dokonał wczoraj niemożliwego. Wyprowadził z równowagi (to podobno nie jest aż takie rzadkie) i pokonał (to natomiast ma miejsce na wielkich imprezach już dużo rzadziej) niewątpliwie najlepszego snookerzystę XXI wieku, Ronnie O’Sullivana. Ja oczywiście byłem w finale całym sercem za obrońcą tytułu. Nie ma to zresztą dla niniejszej narracji żadnego znaczenia. Tak tylko podaję, gwoli wyjaśnienia.

Mark Selby jest fantastycznym snookerzystą. A będzie jeszcze lepszy. Ma jednakże, z mojego punktu widzenia, feler, który powoduje, że nigdy nie będę jego zajadłym fanem. Nie gra tak, jakby był kapitanem polskiej husarii w bitwie pod Wiedniem. Tak gra, uważam, dotychczasowy mistrz. I dlatego jemu będę, dozgonnie, kibicował.

Starając się jednak patrzeć na sprawę obiektywnie, należy zgodzić się ze stwierdzeniem, że w snookerze równie ważna jak atak jest obrona. Ronnie O’Sullivan to postać w tym sporcie naprawdę wyjątkowa. Geniusz ofensywy, w której do piet nikt mu nie dorasta. Ale jeśli któryś z rywali potrafi przetrzymać huragan, jaki tworzy Anglik, to zdarza się, i tak było przez cały poniedziałek, że jest w stanie wyjść z tego nie tylko cało, ale również zwycięsko.

Bo Mark Selby, doskonały defensor, potrafi też grać ofensywnie. Nie robi tego może w sposób tak efektowny i genialny jak jego starszy kolega, ale odmówić tej umiejętności mu na pewno nie można. Czasami w tej ofensywie, porównując go z Ronniey’m, jest jak słoń w składzie porcelany, ale O’Sullivan jest tylko jeden. Reszta, może za wyjątkiem Robertsona, wcale lepiej od Selby’ego w tym ataku nie wygląda. Odmawiając Selby’emu ofensywnej wielkości to tak, jakby uważać, że Ribery czy Robben to słabi napastnicy. Nie!. Messi jest jeden, ale czy to znaczy, że oprócz niego nie ma piłkarzy, który mają ciąg na bramkę?

W poniedziałek Selby mi zaimponował. Wygrał wyraźnie z geniuszem. Wręcz go rozbił. I to nie w stylu Mourinho, który zupełnie psuje piłkarskie widowiska, nie prezentując z Chelsea żadnego stylu. Selby ma swój styl. I dlatego szanuję go jako mistrza. Mimo, ze nie jest miestrzem z mojej bajki. Nie jest, bo nie może być. Póki w snookera gra Ronnie O’Sullivan.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport