Mogłoby się wydawać że, po darowaniu nam wygranej z Ukrainą, już nic więcej Pan Bóg dla Polski zrobić nie będzie chciał. Piszę „Pan Bóg” ale, żeby nie zawężać dyskusji do wierzących, zmieńmy to na „los”. Niech się ateisty nie czują wykluczone:).
No więc, wracając do meritum, mogłoby się tak wydawać. Tak mniej więcej do wczoraj do 22.45. Tymczasem od wczoraj, tak mniej więcej od 22.45, wiemy że rzeczony „los” usuwa nam z drogi do ewentualnego sukcesu w europejskim czempionacie (tak to się pisze?) kolejne przeszkody. Rzekłbym, że o 22.45 to nawet kłodę nam usunął. Otóż Hiszpania przegrała, jak każdy już wie, z Chorwacją. Oprócz tego, że doszło do olbrzymiej niespodzianki (że nie napiszę sensacji), to ma to, między innymi dla nas, kolosalne znaczenie. Powoduje mianowicie, że kolejnego giganta europejskiej piłki możemy spotkać na swojej drodze dopiero w finale.
Proszę zauważyć, że wszyscy główni faworyci mistrzostw wylądowali w drugiej połówce pucharowej drabinki. Niemcy, Włosi, Hiszpanie, Francuzi, Anglicy i, być może, Portugalczycy. Tymczasem w „polskiej” połówce z drużyn uznawanych za w miarę klasowe znalazły się jedynie Belgia i Chorwacja. W najgorszym razie jeszcze Portugalia, choć pomału w to wątpię. Czyli reprezentacje na pewno silne, ale nie z top-koszyka. Żyć nie umierać.
Tak się zastanawiam. Czy myśmy tak aby specjalnie nie grali z Ukrainą żeby, broń Boże, nie wyprzedzić Niemców w tabeli?:). Jeszcze jeden taki numer i trener Nawałka nie tylko zostanie ogłoszony najwybitniejszym polskim trenerem XXI wieku, ale również głównym prorokiem i jasnowidzem kraju. No chyba, że przegramy ze Szwajcarią. Wtedy wątpię.
PS 1
Ale by było, jakbyśmy w półfinale zagrali z drwalami z Irlandii. Północnej, dla jasności.
PS 2
W PS 1 to żartowałem.. jakby ktoś miał wątpliwości.
