HareM HareM
434
BLOG

Majewski pożegnany (głównie przez Włodarczyk) z najwyższymi honorami

HareM HareM Sport Obserwuj notkę 12

Byliśmy wczoraj w Warszawie (to znaczy ja nie byłem, bom nie tamtejszy, ale koło 20 tysięcy luda, tak na oko, pewnie przyszło) świadkami dwóch wielkich, jak na Polskę, ale nie tylko, lekkoatletycznych wydarzeń.

Tomasz Majewski, jeden z pięciorga zaledwie, jeśli dobrze liczę, polskich lekkoatletycznych złotych olimpijskich multimedalistów, zakończył był swoją, obfitującą w niezwykłe sukcesy, karierę.Karierę na ziemiach polskich, bo jeszcze kilka zagranicznych mityngów przed nim.

Zakończył ją w sposób najpiękniejszy, na jaki było go w tym momencie stać. Rzucił kulą na odległość 21, 08 m co jest jego zdecydowanie najlepszym wynikiem w tym sezonie. O mało zresztą nie wygrał konkursu. Dopiero w ostatniej kolejce przerzuciła go wschodząca gwiazda dyscypliny, medalista z Rio zresztą, Nowozelandczyk Walsh. Dwukrotny mistrz olimpijski zajął drugie miejsce pokonując, między innymi, inną wschodzącą gwiazdę kuli, Konrada Bukowieckiego, oraz szalejącego po lekkoatletycznych rzutniach całego świata w zeszłym sezonie, a w roku olimpijskim dziwnie słabującego, Ryana Whitinga z USA.

Jeszcze piękniej uhonorowała pożegnanie Majewskiego z wyczynem jego reprezentacyjna koleżanka, dwukrotna mistrzyni olimpijska z Londynu (to na razie jeszcze nieoficjalnie) i Rio (to, jak wiemy, w majestacie prawa), Anita Włodarczyk. Startując w spektaklu jednego aktora (trudno mieć do organizatorów pretensje o obsadę konkurencji, bo w tej chwili, z racji przewagi Polki nad resztą, kogokolwiek się nie zaprosi, to wygląda przy Włodarczyk groteskowo) uczyniła z tegorocznego Memoriału Kamili Skolimowskiej najlepszy konkurs w historii tej dyscypliny sportu. Cztery rzuty powyżej 80m, w tym rekord świata i dwie inne próby ponad 81m, piąte podejście na 79,68 i, na koniec, kiedy powietrze wywołane adrenaliną widocznie zeszło, jeden rzut w siatkę.

Myślę, ze w tej chwili można to już napisać. Bez oporów, a jednocześnie bez żadnych emocji. Na zimno. WŁODARCZYK WYPRZEDZIŁA EPOKĘ. Jest w żeńskiej lekkoatletyce jak Bolt w męskiej. Jeśli robi to wszystko, w co głęboko wierzę, bez pomocy „środków wspomagających” to mamy do czynienia z geniuszem, którego rekordy pozostaną w tabelach najlepszych lekkoatletycznych wyników nie na lata, a na dziesiątki lat. Wyjątkowo trudne do poprawienia. Nie niemożliwe, jak w przypadku Griffith-Joyner. Z rekordami tej pani to można porównywać tylko rekordy Koch i Kratochvilovej.  One też są niemożliwe do pobicia. Przez człowieka płci żeńskiej, znaczy.

Jeszcze jedno mi się rzuciło na oczy. Nie podczas samego Memoriału, ale później, kiedy sobie przeglądałem różne portale społecznościowe i ich relacje z tego wydarzenia.

Ja wiem, że taki Onet to nie jest szczyt marzeń jak chodzi o jakość przekazu, ale nawet w brukowcach nie powinny sąsiadować ze sobą dwa takie np. tytuły, cyt. „Paweł Fajdek zmazał plamę z Rio. Dziś miałby złoto” i, cyt. „Piotr Małachowski zawiódł polskich kibiców”.

Ignorantów (choć na usta cisną się znacznie gorsze słowa), którzy to zredagowali informuję (choc pewnie doskonale o tym wiedzą), że polskich kibiców zawiódł przede wszystkim młociarz Fajdek, a Piotr Małachowski jest dwukrotnym wicemistrzem olimpijskim, który najwyższą formę przygotował na termin, na który była wymagana. Młociarz Fajdek natomiast poszedł śladem większości amerykańskich kulomiotów (jakby co, to aktualny mistrz olimpijski w kuli jest tylko wyjątkiem potwierdzającym tę regułę), którzy co cztery lata przez cały sezon uzyskiwali zdecydowanie najlepsze rezultaty na świecie, a potem, na najważniejszych imprezach sezonu, dziwnym trafem pokonywał ich jakiś Komar albo inny Majewski. I tak igrzyska w igrzyska. Prawie, bo jak wspomniałem jeden Amerykanin się wyłamał. Ale jeden, bo reszta toczka w toczkę jak zawsze.

I o ile może można się zastanawiać czy Rio musi być najważniejsze dla, powiedzmy, tenisistów (moim akurat zdaniem też musi, ale dopuszczam dyskusję), to w wypadku lekkoatletów nie ma w ogóle o czym gadać. Jeżeli ktoś uważa, że Memoriał Skolimowskiej to zawody, na których można się zrehabilitować za totalną kompromitację na najważniejszej imprezie czterolecia, a jednocześnie, że słabszy start na tym Memoriale jest w stanie rzucić jakikolwiek cień na doskonały rezultat osiągnięty na igrzyskach, to ktoś taki jest albo idiotą albo zwykłym propagandzistą. Aha. Pozostaje trzecie wyjście – opłacanym klakierem młociarza Fajdka bądź jego protektorów.

Przykłady Włodarczyk i Majewskiego pokazują, że osiągniecie lepszego rezultatu na Memoriale niż na igrzyskach żadnego uszczerbku przynieść sportowcowi oczywiście nie musi. Wręcz przeciwnie. Ale tych dwoje spełniło podstawowy warunek. Na igrzyskach oboje rzucali na miarę swoich (każde innych, rzecz jasna) aktualnych możliwości.

Apogeum formy lekkoatleci mieli przygotować na, mniej więcej, połowę sierpnia. I Małachowski to zadanie wypełnił. Jako kibic nie życzę sobie, żeby jakiś lekkoatletyczny ignorant (że na tym z grzeczności poprzestanę) pisał o nim w taki sposób, szczególnie zestawiając go w przywołany wyżej sposób z gościem, który plamy z Rio najprawdopodobniej nie zmaże nigdy.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport