HareM HareM
1329
BLOG

Wreszcie! Polska grała na miarę możliwości

HareM HareM Sport Obserwuj notkę 57

Oby nie był to jednorazowy wybryk. Taki, na przykład, jak dziesięć lat temu w spotkaniu z Portugalią. Tyle, że wtedy nasz potencjał był skromny i, prawdę mówiąc, mieliśmy dzień konia.

Natomiast nasza obecna reprezentacja tak jak wczoraj powinna grać co mecz. A nie gra. I to jest irytujące. Na maksa, jak to ostatnio mówią w telewizorni w jednej z reklam.

Wczoraj, długimi fragmentami, było rzeczywiście tak jak powinno być. No i najważniejsze. Był spokój, nie było paniki, potrafiliśmy przetrzymać piłkę w środkowej strefie gry i potrafiliśmy wzbudzić panikę w Rumunach atakując ich na ich własnej połowie.

Okazało się, że jednak z Zielińskim jest tak jak chcę ja, a nie tak jak chce, na przykład, pan Tomaszewski. Tu mała dygresja. Myślę, że już najwyższy czas, aby telewizja pożegnała go, najlepiej w sposób nagły, bo słuchać się gościa, nawet przy najlepszej woli, naprawdę nie da. A w tym przekonywaniu całego narodu, że Zieliński jest be, a na przykład Linetty cacy, kiedy wszyscy widzieli jak było, był tak wiarygodny jak, mniej więcej, byłby Sławku Nowaku twierdząc, że Kaczyński to złodziej zegarków.

Wygraliśmy spotkanie wyjazdowe z obiektywnie wymagającym i trudnym rywalem. Dla nas, od kiedy pamiętam, wyjątkowo niewygodnym. Tym razem to my byliśmy dla nich bardzo niewygodni. Dlaczego? Bo byliśmy po prostu dużo lepsi. W każdym elemencie gry.

Jak to się stało, że w ciągu miesiąca czy półtora miesiąca z powakacyjnego pospolitego ruszenia, rozbijanego przez „potentatów” z Kazachstanu, Armenii i dryfującej w ich stronę Danii, staliśmy się dobrze ułozonym teamem, grającym dojrzałą (a propos dużo dojrzalszą niż na ME) piłkę?

Jeden powód na pewno jest taki, że była wyjątkowa mobilizacja. Było widać, że powiedzieli sobie w szatni, że spróbują „odgrzeszyć” sprawę z października. I to im się udało.

Ale samą mobilizacją nie wygrywa się, i to w taki sposób, takiego meczu.  Widać, że jest forma. Niemal u wszystkich. Wyjątkowo dobrze grał Piszczu, na wysokim poziomie Zielina, po październikowych zawirowaniach wrócił do dobrej dyspozycji Glik, coraz pewniejszym jawi się Jędrzejczyk, przywrócił spokój obronie Pazdan. Tu druga dygresja. Przyznaję. Kląłem na niego przed Mistrzostwami Europy, również w ich trakcie po meczu z Irlandią. W obu przypadkach jak najbardziej zasłużenie, do tej pory uważam. Ale stwierdzam jedno. Od tamtego czasu sytuacja uległa diametralnej zmianie. W tym sensie, że w chwili obecnej, z zawodników na tej pozycji, którzy są w orbicie zainteresowań Nawałki, nie widać nikogo, kto może z nim rywalizować. Miejmy tylko nadzieję, że rzeczona orbita nie jest ustalona przez selekcjonera na wieki wieków amen.

Lepiej niż w klubach zagrali też Kuba i Krycha. Ten drugi oczywiście grał dalej dużo słabiej niż jeszcze w lecie, ale to już nie była aż taka katastrofa jak te z września i października. Bardzo ładnie zaznaczył swoją krótką obecność na placu gry Teodorczyk. Jako wielbiciel talentu Milika, pamiętając dodatkowo co były gracz Polonii i Lecha wyprawia w lidze belgijskiej, zaczynam się bać o przyszłość zawodnika Napoli w kadrze:). Grosik po raz któryś z rzędu udowodnił, że nie do końca przewidywalna husaria to broń, przy pomocy której można wygrywać bitwy nawet w XXI wieku. O Lewandowskim napiszę tym razem w innym  miejscu, więc mu tu słodził nie będę. Zresztą. Każdy widział jak było.

Jedyny minus tego spotkania (taki mocno widoczny, bo przyczepić można by się było jeszcze oczywiście do kilku innych rzeczy, ale po co psuć nastrój) to występ Linetty’ego. Ja akurat nie należę do tych, których obecność zawodnika Sampdorii w pierwszym składzie uwiera. Uważałem przed meczem, że mu się ona należy. Podobnie jak w meczu z Danią, boisko pokazało, że niekoniecznie trzeba się przy tej tezie upierać i kłaść na szali głowę. Ale dalej bym go, w żadnym razie, nie przekreślał. Co nie znaczy, że mnie te jego straty nie doprowadzały wczoraj do szewskiej pasji. 

O jeszcze jednym aspekcie tego zwycięstwa też trzeba napisać. Skoro się po kimś, nawet jeśli jak najbardziej zasłużenie, jeździ jak po łysej kobyle kiedy nawala, to wypada tez coś zauważyć, jeśli ten ktoś w końcu idzie po rozum do głowy. Adam Nawałka doznał oświecenia. Nie wiem czym spowodowanego, ale doznał. Rozgrywaliśmy w końcu szybciej, nie robił tego już głównie Krychowiak tylko Zieliński et consortes, znacznie więcej było gry skrzydłami ze szczególnym uwzględnieniem Jędrzejczyka. No i w końcu nastąpiły sensowne zmiany. I nie niemal po zakończeniu meczu, a w dużo bardziej odpowiednich momentach. Każdy ze zmienników wniósł do gry wcale niemałe walory. Również grający po dłuższej przerwie Mączyński. Jak się pan trener dalej będzie mądrych rad słuchał to może co z niego jednak jeszcze będzie?:)

Oczywiście ta ważna, wyjazdowa wygrana nie przesądza na razie jeszcze o niczym. Mamy przed sobą bardzo ważne mecze z Czarnogórą. Kto ma jako taką pamięć ten wie, że wczorajsza rumuńska dzicz na trybunach to, w porównaniu z czarnogórską, jak młody koziołek przy grizzly. Mamy wyjazd do Danii, mamy wyjazd do Armenii, gdzie wczoraj poległa Czarnogóra. Co tam Czarnogóra. Przed Koreą Engel tam z nimi tylko zremisował, a kilka lat później Beno Haker poległ niczym Apostel w Gruzji.

Jednakże jeśli mamy grać w finałach najbliższych MŚ, to takie przeszkody nie mogą stanowić problemu. Warunek jest jeden. Musimy cały czas prezentować się tak jak wczoraj, a nie tak jak w meczu z Danią czy Armenią.

No i na koniec. To wyjątkowo miłe, kiedy reprezentacja NARODOWA gra swój najlepszy mecz za kadencji danego selekcjonera w dniu NARODOWEGO święta. To jest, dla każdego myślę, tzw. wartość dodana. Oprócz tych, dla których polskość to nienormalność, oczywiście. Ale to już ich problem.  

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport