HareM HareM
1528
BLOG

Tego w polskich skokach dotąd nie było

HareM HareM Sport Obserwuj notkę 44

Ja praktycznie w sprawie jakichś tam klasyfikacji czy konkursów tyczących zasadniczo rywalizacji drużynowej w sportach indywidualnych, nie wypowiadam się w ogóle albo w sytuacjach wyjątkowych. Uważam je za kwiatek do kożucha. Na imprezach mistrzowskich często pełnią rolę terapeutyczną. Pozwalają często gęsto leczyć kompleksy niektórym z tych, którzy w rywalizacji indywidualnej ponieśli porażki, a nierzadko dostali baty. Przez co zakłamują rzeczywistość. Kogoś nie ma, przykładowo na igrzyskach czy MŚ, ani na dużej ani na małej skoczni,  nawet w 10-tce, a jest potem we wszystkich archiwach „wyzywany” od mistrzów świata czy nawet olimpijskich. Dlatego patrzę na te wszystkie drużynowe zawody i ich wyniki z dużym dystansem i wstrzemięźliwością. Żeby nie napisać, że z  obojętnością.

Od każdej reguły są jednak wyjątki. Takim wyjątkiem był w moim wypadku dzisiejszy drużynowy konkurs PŚ w Klingenthal. Z dwóch konkretnych, niekoniecznie obiektywnie uzasadnionych, powodów. Przy czym, żeby było jasne, nie oglądałem tego konkursu prawie w ogóle. Włączałem tylko odpowiedni kanał na skoki naszych reprezentantów. W tym czasie miało bowiem miejsce inne, teoretycznie znacznie ciekawsze, wydarzenie sportowe. Teoretycznie bo, jak się okazało, Wielkie Derby mogą stać na niższym poziomie niż byle konkurs, w dodatku drużynowy, Pucharu Świata. Tak to przynajmniej wygląda z mojej obecnej, postmeczowej, perspektywy i porównania choćby skoków Polaków do najciekawszych akcji spotkania Barca-Real. Że o reszcie hiszpańskich derbów się, z czystej sympatii do ichniego futbolu, nie wypowiem.

No to o tych powodach może. Pierwszy powód jest taki, że zawody te wygrali Polacy. Może, gdyby robili to co miesiąc albo nawet, co byłoby akurat dużo ważniejsze i, z punktu widzenia różnych medalowych zestawień, znacznie korzystniejsze,  tylko co igrzyska, to bym sprawę zostawił na boku albo opisywał ją jedynie, i to w głębokim zaciszu własnego fotela, w kontekście statystycznym. Ale nasi skoczkowie wygrali taki konkurs po raz pierwszy w całej historii ich występów w jakichkolwiek drużynowych zmaganiach na śniegu. No i dlatego to podnoszę.

No i powód numer dwa. Trener Stefan Horngacher. Pamiętam jak miłośnicy poprzedniego selekcjonera, argumentując na jego rzecz, powoływali się na jego dokonania drużynowe, podnosząc to, że w dwóch kolejnych MŚ Polacy zdobyli, po raz pierwszy w historii, dwa brązowe medale. Abstrahując od tego, że ten argument to trochę podobny był do tego, którym szermował swego czasu w swoim wystąpieniu z okazji tysiąclecia państwa polskiego towarzysz Gomułka, mówiąc, że podczas kiedy w roku pańskim 966 współczynnik jeżdżących po polskich polach traktorów, w przeliczeniu na hektar, był równy 0,00 to tysiąc lat później wynosił on już 0,02:), zobaczmy na skład tej drużyny. Jest dokładnie taki sam, jak brązowych medalistów z Predazzo. Stoch, Kot, Żyła i Kubacki. Pamiętajmy, że wszyscy czterej od tamtego czasu przechodzili, niektórzy przez lata trzy, inni tylko przez dwa, okres błędów i wypaczeń. Błędów i wypaczeń, z których nikt nie tylko nie potrafił ich wydobyć, ale nawet , choćby z lekka podpowiedzieć, jak próbować z nich wyjść. A tu, po kilku zaledwie miesiącach współpracy, Austriak doprowadza ich do miażdżącej wygranej, a ich rywali do zmieszanego ze strachem, wytrzeszczu oczu.

Nie będę wytaczać armat na początku sezonu. Poczekam przynajmniej do połowy sezonu. Ale wszystko wskazuje na to, że przez ostatnie kilka lat było dokładnie tak, jak to tu wielokrotnie przedstawiałem. Mieliśmy, głównie dzięki sukcesom Małysza, dzięki małyszomanii znaczy, naprawdę znakomity materiał ludzki. I to nie tylko w postaci takiego samorodka jak Kamil Stoch. Inni to były również perełki. Tyle, że ciut mniejszego kalibru. I co? I nie było kim tego zaorać. A może było, tylko blokowano, jak długo się dało, kandydatury dobrych oraczy.

Teraz ci sami zawodnicy, którzy pod wodzą poprzedniego sztabu, zapomnieli w pewnym momencie, w ogóle, co to znaczy dobrze skakać, nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczynają wyglądać na tle rywali niczym gladiatorzy.

Czekam na jutrzejszy konkurs indywidualny i potwierdzenie się tego wszystkiego co było tak widoczne w zawodach dzisiejszych. Startuje sześciu biało-czerwonych. Nie każdy z nich może, mam wrażenie, wygrać zawody, ale na pewno każdy może być w finale. Rzekłbym, że wszyscy mogą się znaleźć wśród najlepszych 20-tu skoczków tego konkursu. Nie zdziwiłbym się nawet, gdyby znaczna większość Polaków ukończyła go w górnej połówce finałowej stawki. O podium  nie chcę pisać żeby nie zapeszać.

Warunek jest jeden. Równe warunki pogodowe dla wszystkich.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport