HareM HareM
606
BLOG

Drugie Koty też za płoty?

HareM HareM Sport Obserwuj notkę 26

Mamy za sobą drugi weekend narciarskiego sezonu. Skoczkowie narciarscy rywalizowali, licząc od początku tej zimy, trzykrotnie. Dwa razy na dalekiej północy i raz na zachodzie, Zgniłym, co prawda, bo Klingenthal to dawne NRD-owo.

Generalizować nie ma na razie co, ale pierwsze wnioski na pewno można próbować wysnuwać. No to wysnujmy.

Najpierwszy i najważniejszy. W zasadzie, na razie, może jedyny. Poszczególne drużyny znajdują się na bardzo różnych etapach przygotowań do najważniejszej imprezy sezonu.

Jako całość bardzo dobrze prezentują się niewątpliwie Niemcy. Doskonale wypadli w Kuusamo, nieco słabiej (ale to głównie Freund) u siebie. W czołowej 15-tce lub jej najbliższych okolicach jest ich cały czas czterech, a punktuje, za każdym razem, co najmniej sześciu. Widać w każdym razie, że gruszek w popiele podczas jesiennych treningów nie zasypiali.

Z ciut słabszej strony, jako grupa, pokazali się Austriacy. Mają już co prawda na liczniku dwa podia (Fettner i Kraft), ale punktuje ich jednak mniej, a wczoraj, po słabszym skoku Hayboecka, do finału awansowało ich zaledwie trzech. Przy czym ci z nich, którzy zapunktowali we wszystkich konkursach, są jak na początek sezonu wyjątkowo mocni.

O Polakach pisałem już wcześniej. Dziś wypada dodać, że na chwilę obecną możemy mówić o sytuacji w polskich skokach niespotykanej. Mamy pięciu narciarzy, których stać na regularne punktowanie w Pucharze Świata. Bez specjalnej spiny. Wczoraj cała piątka znalazła się w czołowej nie 30-tce, a 20-tce. A jest przecież jeszcze Murańka który, prędzej czy później, złapie na tyle formy, by nie kończyć konkursów tak jak w dwa ostatnie weekendy czyli bez punktów. No i w odwodzie jest Ziobro, który w lecie skakał dużo lepiej i od Murańki, i od Zniszczoła, ale którego (po pierwsze) za niewyparzony pysk nie lubi prezes Tajner i który (po drugie) ma podobno krnąbrny charakter, co może rzutować na stosunek do niego trenera Horngachera, dodatkowo podpuszczanego przez PZN. W każdym razie. Po trzech zawodach z obozu polskiego, mimo dotychczasowego braku podiów, wieje więc, na prawo i lewo, optymizmem. W tym kontekście tytuł tekstu, w zestawieniu z wynikami niedzielnego konkursu w Klingenthal, sugeruje że czeka nas niebywale udany sezon. I ja się w tym miejscu z autorem zdecydowanie zgadzam:).

Trochę inaczej u Norwegów. W doskonałej dyspozycji jest Tande, do obiecującej doszedł, jak się wydaje, Stjoernen, ale reszta to tak na poziomie naszego Olka Zniszczoła. Optymistycznie, z ich punktu widzenia, patrząc. Szczególne obawy musi budzić forma ich dwóch dotychczasowych wielkich atutów, Forfanga i Fannemela. Jeśli dodamy do tego, że tej zimy będą sobie musieli radzić bez swojego największego zeszłorocznego asa Gangnesa, to trener Stoeckl ma przed najbliższymi zawodami w Lillehammer o czym myśleć. Podejrzewam, że nie tylko przed nimi.

Strasznie trudno postawić diagnozę w wypadku Słoweńców. No bo z jednej strony wyrósł im 17-letni lider całego cyrku, a z drugiej reszta, na czele z ubiegłorocznym dominatorem, bez dużej formy. Przynajmniej na razie. Jedno jest na pewno aż nadto widoczne i ja o tym pisałem już w zeszłym sezonie. Może się okazać, że wszelkie rekordy wszech czasów, których pobicia można się było spodziewać po Peterze Prevcu w najbliższych sezonach, mogą zostać nietknięte przez dłuższy czas z jednego prostego powodu. Nazywa się on Prevc. Tyle, ze Domen. Ma talent porównywalny, a może jeszcze większy od Petera. Choć kto wie, czy się nie okaże, że wybuchł ten talent, wzorem Nieminena, trochę za wcześnie. Ale niekoniecznie. W końcu Schlierenzauer, kiedy zaczął regularnie wygrywać, był jeszcze młodszy.

Wyjątkowo kiepsko rozpoczęli rywalizację Japończycy. I to nie tylko blisko 45-letni Kasai (a propos to chodzą słuchy, ze obiecał skończyć karierę jednak przed śmiercią), ale również dwaj pozostali liderzy tej reprezentacji. I z konkursu na konkurs idzie im jakby słabiej. Wygląda na to, że znów, chcąc jako tako wyglądać na T4S, nie przyjadą do Engelbergu, tylko pojadą intensywnie trenować na Hokkaido.

Resztę zespołów można na razie rozpatrywać jedynie w kontekście występów ich pojedynczych przedstawicieli.

Niewątpliwie największe dotąd z nich wszystkich wrażenie zrobił, mój skądinąd ulubieniec, Wincenty, dwojga nazwisk, Descombes-Savoie. Trzy starty, za każdym razem w czołowej 10-tce i pewne miejsce w tejże w klasyfikacji generalnej, co pozwala mu przystępować do kolejnych zawodów bez konieczności udziału w eliminacjach.

Kolejny z maluczkich, którego obecność daje się w tym sezonie zauważyć to Rosjanin Klimow.  Ma chłopak niewątpliwie talent. Pytanie czy ma na tyle kompetentnych trenerów, żeby mu tej jego obecnej dyspozycji nie pogorszyli. Jakby się okazało, że są na tyle kompetentni, żeby mu nie tylko nie przeszkadzać, ale nawet pomóc, to być może będziemy mieć do czynienia z Karelinem II?

Na trzech skoczków chciałem jeszcze zwrócić uwagę. Oni nie muszą w tym sezonie wcale nic wielkiego zdziałać, ale zapamiętać nazwisk, choćby tylko w kontekście bliżej nieokreślonej przyszłości, nie zawadzi. Niemiec Siegel, Czech Sturla i Amerykanin Brickner. Zalecana kolejność przyglądania im się dowolna. Coś z nich może wyróść (wiem, językowi puryści zaraz się doczepią, ale skoki to w pewnym sensie gra:)). Schlierenzauerem ani żadnym Prevcem ani jeden z nich, jak się wydaje, nie jest, ale iskrę Bożą do skakania chłopy mają. A to nie o każdym członku tego cyrku można napisać.

I już na sam koniec, bo zapomniałem. Kanadyjczyk Boyd-Clowes. Jest w wieku Kota. Najwyższy czas, żeby swoją obecność w peletonie zaznaczał mocno. Stać go na to, na razie, sporadycznie. Ale to się może w tym sezonie, czuję, zmienić.

Tyle. Jak będzie w Lillehammer? Nie wiem. Oby był mróz i równy dla wszystkich wiatr. Wtedy, tuszę, będzie dobrze. Nie dla wszystkich, za to dla naszych owszem.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport